Wakacje i urlopy wśród wielu osób będących na diecie redukcyjnej budzą niezdrowe emocje. No bo co będzie z dietą podczas wyjazdu?
Część stosuje alternatywne sposoby żywienia jak np.dieta norweska, żeby na urlopie ''móc przytyć'', innym wizja gofra nad morzem spędza sen z powiek. Jednym i drugim perspektywa braku 100% kontroli zatruwa życie i nie pozwala cieszyć się zbliżającą się podróżą.
Kwestia nie dotyczy tylko podróży. Wyjście ze znajomymi? Wesele? Impreza urodzinowa brata? Wszystkie okazje, które powinny być czasem zabawy i radości stają się małym piekiełkiem. Zamiast żyć pojawia się wewnętrzna walka i chęć ucieczki, bo co jeśli zjem coś zakazanego? Co jeśli przytyję?
Jedzenie od lat nie spełnia już tylko swojej podstawowej funkcji- czyli zapewnienia przeżycia, ale stało się jedną z życiowych przyjemności. Służy zaspokajaniu potrzeb emocjonalnych min. pragnienia miłości, bezpieczeństwa, aprobaty. Szukamy w nim pomocy w radzeniu sobie ze stresem, smutkiem, żalem czy złością. W zdecydowanej większości przypadków, jeśli próbujemy regulować emocje jedzeniem (albo jeśli jedzenie lub nie jedzenie albo waga reguluje Nasz nastrój na resztę dnia) świadczy to o nieprawidłowych relacjach z jedzeniem. Czy jedzenie może kogoś kochać? Obronić? Czy rozwiąże trapiące problemy? Absolutnie NIE. Jedzenie może (a nawet powinno) być przyjemnością, ale nie czymś co jest odpowiedzią na wszystko co może Nas spotkać.
Jak to naprawić?
Pierwsza, moim zdaniem najważniejsza kwestia, o której zawsze mówię pacjentom to ZDROWY ROZSĄDEK. Jemy kiedy jesteśmy głodni i kończymy kiedy przestajemy być. To, że jesteśmy na all inclusive w żadnym razie nie oznacza, że musimy wszystko zjeść (ta samo dotyczy imprez gdzie uginają się stoły). Nie ma absolutnie nic złego w próbowaniu i smakowaniu, możemy wziąć wszystkiego po trochu zamiast zjeść 3 obiady, bo było i leżało. Jedzenie nie ucieknie, kiedy wrócicie do normalnego trybu dnia, też będziecie musieli jeść, nie najecie się na zawsze i na zapas (chyba że weźmiemy pod uwagę tkankę tłuszczową, taki zapas i owszem, da się zrobić, ale jest już nieco mniej przyjemnie).
Kalorie.
Ten temat zawsze jest grząski, wiemy przecież, że aby chudnąć potrzebny jest deficyt energetyczny. Skąd wiedzieć, że jest bez liczenia?Jeśli relacje z jedzeniem są nieprawidłowe najlepiej skorzystać z pomocy dietetyka. Dietetyk policzy wszystko za Was, odciąży z myślenia o jedzeniu i obsesyjnego liczenia, kalkulowania, szacowania. Specjalista będzie wsparciem zarówno w walce o zdrową masę ciała oraz w ''normalizacji'' stylu żywienia. Pamiętajcie, że Naszym- dietetyków- nadrzędnym celem jest takie wyedukowanie Was, abyście potrafili samodzielnie, świadomie podejmować dobre dla Was, żywieniowe decyzje.
Ciągle to samo.
Schematy żywieniowe takie jak jedzenie 5 posiłków co 3 godziny są dobre pod warunkiem, że nie przychodzą w męczarniach. Jeśli natrętnie wgapiacie się w zegarek, a posiłek musi być zjedzony co do minuty nie świadczy to o niczym dobrym i powinno być sygnałem alarmowym. Pamiętajcie, że organizm informuje o tym kiedy jest głodny, to szereg fizycznych objawów. Przymusowe jedzenie po 3 godzinach kiedy jeszcze nie odczuwacie głodu zazwyczaj nie ma sensu, można przecież poczekać godzinę i zjeść posiłek z przyjemnością zamiast na siłę, bo nastał czas. Nic się nie stanie.
Nie jesteś robotem, poluzuj.
W żadnym razie nie chodzi o dziwne cheat daye, o wartości 15tys kalorii, którymi próbujemy oszukiwać sami siebie (a potem widzę na forach- CZEMU NIE CHUDNĘ!? mam nadzieję, że macie świadomość, że takim jednym dniem możecie zniszczyć efekty z reszty tygodnia). Poluzowanie to dawanie sobie prawa do wyboru, masz ochotę na czekoladę? Ok. Po prostu ją zjedz, chodzi o to że zjedzenie 3 kostek czekolady jest spoko, zjedzenie całej czekolady nie specjalnie. A właśnie tym kończą się dni męczarni i zapierania pt „nigdy tego nie zjem” - zjada się porcję wielokrotnie za dużą. Co gorsza, zamiast błogiego ukojenia (zaspokojenie potrzeby) pojawiają się wyrzuty sumienia, spada poczucie własnej wartości, a w głowie rodzą się myśli ''jutro tylko woda i sałata” oraz kolejne ''już nigdy...”. W zdrowym odżywianiu totalnie nie o to chodzi!
Dzielenie.
Podział jedzenie na ''dobre'' i ''złe'', ''zdrowe'' i ''niezdrowe'' to klasyka. Wiadomo, że te dobre i zdrowe, to które smakuje źle albo wcale nie ma smaku. Te z worka nie zdrowe, niedobre i zakazane to same przepyszne skarby, ale nie można ich tknąć, bo wskazówka wagi pokaże 5 kg więcej i dostaniemy cukrzycy. TO TYLKO JEDZENIE. Prawda jest taka, że każdy z Nas intuicyjnie wie co będzie służyć ciału. Niech to właśnie te produkty stanowią podstawę żywienia, a kiedy trafi się coś z drugiego worka nie ma sensu się obwiniać, panikować, planować zemstę na samym siebie, to dalej TYLKO JEDZENIE.
Wszystkie zdarzenia, właśnie jak wyjazdy i imprezy, oczywiście rozbijają rytm dnia. Ale czy to coś złego? Czy nie powinny być odskocznią od rzeczywistości, w której jesteśmy osadzeni każdego dnia? Warto spędzać ten czas aktywnie, w czasie podróży zwiedzać, jeździć rowerem, spacerować, robić to co się lubi, na imprezach tańczyć do rana;) wtedy nawet nadmiar jedzenia z worka "nie zdrowe" nie zrobi Nam krzywdy ;)
Jeśli odnajdujecie siebie w tym problemie przełamujcie schematy. Sami sobie udowodnijcie, że zjedzenie cukierka nie zmienia życia i nie powoduje natychmiastowego, widocznego tycia. Pamiętajcie o tym, że jemy żeby żyć, nie odwrotnie.
A to fragment mojego krótkiego, tegorocznego, COVIDowego urlopu ;)
Comments